Przedwczoraj zauważyłem niepokojące myśli przebiegające po moich uzwojeniach. Wczoraj pojedyncze zagubione neurony, niemogące znaleźć sobie miejsca, spotkały się. Wyż dołka! Bez sensu - raczej spód dołka. Totalne dno. Dołek trwonionego czasu. Nie, to nie poczucie przemijającego czasu. Wcale nie czuję się staro. Dołek trwonionego czasu spowodowany jest brakiem konkretnych, namacalnych wyników swojej pracy. Niekoniecznie zarobkowej. To może być przeczytana książka, napisany kawałek programu, cokolwiek wymiernego.
Co generuje taką beznadzieję? Oczywiście okres świąteczno-noworoczny: jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor - jedzenie - telewizor... A żeby nie było tak monotonnie to po każdym dziesiątym jedzeniu - spanko.
Uff! Dziś już po dołku! (Za dołkiem?)