Fanfary! Może raczej... dzwony! Kołatki. Toż to koniec! Owsiak pojutrze ma wolne. Nie patrzcie w górę! Schowajcie się w piwnicach! Tylko ci przeżyją co się schronią (ale co to będzie za życie – ton oczywiście pełen grozy i zniechęcenia)! Nieroztropni ci co będą oglądać z rozdziawionymi gębami! Zginą, przepadną, na wieki.
Zgasło... cisza... ciemno...
Jaśnieje!
Owsiak znowu do roboty! Tyle krzyku i nic. To już druga apokalipsa w te wakacje. Jak nie Nostradamus to zaćmienie. Jeszcze trochę i koniec świata będzie częściej niż „Matka Boska Pieniężna”.
Miał spaść meteor, albo ruska kupa złomu co się zwie stacja kosmiczna, albo amerykański sputnik co wraca z... Marsa? Nie pamiętam trzeba sprawdzić. Wzbita woda z oceanu miała zalać wysoką falą prawie całą Europę. Jeszcze do tego miała wybuchnąć wojna na Bliskim Wschodzie, a może Dalekim. Pewnikiem atomowa. A tu nic. Jasno, ciemno, jasno. I to jeszcze jakie ciemno. Jakaś lipa. W pochmurny dzień jest ciemniej, już nie wspominam o deszczu.
A jednak sensacja była. O. A może? O!!! Trzech kierowców się zagapiło i wpadło na drzewo. Nie żyją. Straszne. Bardzo! A ilu dlatego, że oglądało stało w miejscu? I zamiast pędzić, rozjeżdżać pieszych, rozbijać innych obniżyło statystyki umieralności na drodze? Może jednak częściej gasić Słońce?
Jeszcze jedno „a ile?”. Ciekawe ile dziennie facetów-kierowców wpada na coś tam oglądając się za panienkami i odwrotnie (to znaczy panienek ogląda się za menami i wpada «he, he – na drzewo wpada, na drzewo», a nie coś tam wpada na facetów podczas oglądania).
Poczekajmy na koniec roku też coś zapowiadają. Padnie tu i ówdzie kilka komputerów... ale nie uprzedzajmy wypadków.